Strona główna O nas Kwartalniki Rozmowy Sylwetki Słownik Archiwalia Publikacje Wydawnictwa
Kontakt

ul. Piłsudskiego 27,
31-111 Kraków
cracovialeopolis@gmail.com

Facebook

ROZMOWY

Wszystkie | 1995 | 1996 | 1997 | 1998 | 1999 | 2000 | 2001 | 2002 | 2003 | 2004 | 2005 | 2006 | 2007 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017 | 2018 | 2019 | 2020 | 2022
Sortuj alfabetycznie | Sortuj numerami

Z Heleną i Krzysztofem Skarbińskimi rozmawiają Janusz M. Paluch i Andrzej Chlipalski

[2/2008]

Helena i Krzysztof Skarbińscy w domu, w którym zgromadzono ocalałe pamiątki po Michale Michalskim i jego firmieAndrzej Chlipalski: Swego czasu na różnych oficjalnych i towarzyskich spotkaniach, apelowałem do Lwowiaków, by pisali historie swych rodzin. Otworzyliśmy dla nich łamy naszego pisma. Na mój apel niewiele było odpowiedzi. A przecież tyle rodzin o jakże wspanialej przeszłości – choćby Strońscy, Dylewscy, Kamińscy, czy w końcu rodzina Michalskich i ich potomnych – rozproszyło się po powojennej Polsce i po całym świecie. Wielu z nich w kolejnych pokoleniach mieszka także w Krakowie. I dziwi mnie, że nie dbają, by zachować pamięć o swej przeszłości! A może – oby tak było – jestem w błędzie? Z rodziny Michalskich – po kądzieli – wywodzą się Skarbińscy, z których przedstawicielami – matką i synem – dziś rozmawiamy. Kim był dla Państwa Michał Michalski?
Helena Skarbińska: Był on pradziadkiem moim i mojego męża (oraz prapradziadkiem naszego syna), prezydentem Królewskiego Stołecznego Miasta Lwowa XII kadencji, w latach 1905–1907.
Krzysztof Skarbiński: Historia życia, pracy i działalności Michała Michalskiego jest znakomitym przykładem rzadkiej w ówczesnym świecie kariery prawdziwego „self-made mana” – czyli człowieka, który bez wsparcia innych, tylko dzięki własnej ciężkiej pracy, dzięki swym zdolnościom i uporowi osiągnął sukces. Człowiek, który w 2. połowie XIX wieku przeszedł samodzielnie długą drogę od czeladnika kowala do najwyższego urzędu samorządowego stolicy ówczesnej Galicji – musiał być nietuzinkową osobowością.
HS: Michał Michalski urodził się we Lwowie 29 września 1846 r. W dorosłe życie wchodził samodzielnie, kształcąc się na kowala. W rodzinie opowiadali anegdotę z czasów, kiedy był już wiceprezydentem. Podczas odsłonięcia pomnika króla Jana III Sobieskiego na koniu w 1898 r., tego, który jest teraz w Gdańsku, Michalski miał stwierdzić, że koń jest źle podkuty. A on się na tym znał, był przecież kowalem. Wiemy, że w 1873 r. był już mistrzem kowalskim i właścicielem warsztatu, z którego powstała w 1879 r. fabryka powozów. Rok wcześniej uzyskał obywatelstwo miasta Lwowa, co otworzyło mu drogę do dalszej kariery. W 1880 r. pierwszy raz został wybrany do Rady Miejskiej, w 1889 roku został wybrany I delegatem Radnych, co było równoznaczne z zastępowaniem wiceprezydenta lub nawet prezydenta. W 1896 roku został wybrany II wiceprezydentem, a w 1899 roku I wiceprezydentem miasta Lwowa. W lipcu 1905 roku wybrano go na Prezydenta Miasta Lwowa. Michał Michalski z żoną Michaliną mieszkali przy ul. św. Michała. Zmarł nagle 13 kwietnia 1907 r. O jego pogrzebie opowiadali, że była to wielka manifestacja. Jest pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim, a jego pomnik wykonał w 1909 r. krakowski artysta, z lwowskimi korzeniami, Tadeusz Błotnicki.

Michał Michalski jako prezydent LwowaJanusz M. Paluch: Wiemy, że wcześniej był uczestnikiem Powstania Styczniowego. Czy z tego okresu zachowały się jakieś dokumenty?
HS: Rzeczywiście uczestniczył w Powstaniu Styczniowym i kto wie, czy jego późniejsza działalność polityczna na rzecz polskości właśnie w tym akcie patriotyzmu nie ma swych źródeł. W 1863 r. terminował jeszcze w jakichś zakładach kowalskich, które pozostawił i zaciągnął się do oddziału żuawów hr. Wojciecha Komorowskiego. Wiemy, że uczestniczył w znanej bitwie pod Poryckiem na Wołyniu, która odbyła się w dniach 2–3 października. Po upadku powstania jego oddział wycofał się na teren Galicji, gdzie trafili na jakiś czas do więzienia. A dokumenty? Chyba tylko napis na nagrobku...
KS: Myślę, że dokumentów jako takich nie ma i pewnie nie było. Przecież to były inne czasy i nikt nie dawał zaświadczenia, że ktoś był w oddziale powstańczym. Poza tym on za to przesiedział się w więzieniu. Natrafiłem natomiast w dokumentach rodzinnych na informację, że już w 1888 r Michałowi Michalskiemu, wówczas członkowi Rady Miasta Lwowa, pismo z podziękowaniami za wieloletnie wsparcie weteranów przesłało „Towarzystwo wzajemnej pomocy uczestników powstania polskiego z roku 1863/4”, stowarzyszenie gromadzące weteranów powstania styczniowego. Działalność tego typu stowarzyszenia była przez szereg lat zakazana przez Austriaków. Dopiero w 1887 roku, początkowo pod nazwą „Towarzystwo Weteranów 1863/4”, zezwolili oni na działalność stowarzyszenia samopomocy byłych powstańców. A sam Michalski był w czasie powstania styczniowego bardzo młodym człowiekiem. Miał zaledwie 17 lat!

JMP: Fabryka powozów – takie przedsiębiorstwo, jak na tamte czasy musiało być sporym przedsięwzięciem, no i posiadało taki ekskluzywny katalog reklamowy, chyba bardzo modernistyczny jak na tamte czasy? Czy wiadomo gdzie były jej zabudowania?
HS: Raczej gdzie one są, bo kuźnie stoją do dzisiaj, choć częściowo zostały wyburzone. To była mała fabryka przy kamienicy Michalskich, czyli przy ul św. Michała numer 6–8. Dawniej to był numer 8, a teraz 6–8. Jest to przecznica z ulicy Kościuszki, a ulica Kościuszki to boczna z ulicy Sykstuskiej, na tyłach uniwersytetu. Gdy byłam tam dziesięć lat temu, widziałam tylko ruiny po starych kamieniczkach, a później niemal wszystko było już rozburzone. Do dzisiaj został tylko duży dziedziniec okolony niewielką, jednopiętrową kamienicą. I to wszystko należało właśnie do Michalskich. Pamiętam, że się wówczas mówiło, że Michalscy mają jedenaście pokoi. To była prawda, ale nie były to jakieś tam salony, jak w pałacu, tylko zwyczajne pokoje jak w kamienicy. Michalscy mieli przecież dużo wnuków. U nich mieszkali też robotnicy, więc musiał to być duży dom. Na parterze, koło bramy, było też osobne wejście. Mówiło się, że to było mieszkanie babki Michalskiej. Niezależnie od tego babka Michalska miała jeszcze drugą kamienicę, przy ulicy Zielonej. Nie pamiętam dokładnie numeru, ale poznałabym tę kamienicę... Tam później mieszkała babka i tam mieszkał jej wnuk Michaś.

AC: Babka Michalska, to znaczy żona Michała Michalskiego?
HS: Tak. Jego żona. A Michaś był pierwszym, najstarszym wnukiem Michała Michalskiego. Był lekarzem. To ten, który najpierw był za granicą, w Armii Andersa. Potem wrócił i mieszkał w Zakopanem. Do końca życia był tam inspektorem sanitarnym i dyrektorem Miejskiej Stacji SanEpid-u.
KS: Ten katalog reklamowy powozów do dzisiaj mógłby posłużyć za wzór dla niejednej agencji reklamowej! Biorąc go do ręki, miło jest stwierdzić, że już wtedy tak porządnie drukowano. Mimo że ta broszura liczy sobie ponad 100 lat, wydrukowana na ekskluzywnym papierze, kolorowo i wyraźnie. Na pierwszej stronie jest informacja, że firma, czyli fabryka powozów M. Michalskiego, została założona w 1871 roku. Inne oryginalne dokumenty, którymi dysponujemy, przedstawiają drogę zawodową Michalskiego, tzn. od etapu czeladnika do uzyskania obywatelstwa miasta Lwowa i do nabycia praw do założenia firmy. Przeglądałem te dokumenty z niemałym zaskoczeniem, ale i z uśmiechem na ustach. Dlaczego? Mimo że oryginały pochodzą z 1850, 1870 i 1890 roku, to dowodzą, że świat wówczas był tak samo zorganizowany jak dzisiaj, a może i lepiej. Nie zdawałem sobie sprawy, że ta cała biurokracja, typu zezwolenia na otwarcie firmy, na przebudowę, osobne na wymianę okien w budynku, już wtedy istniała! Czyli to wszystko, co nas obecnie dotyczy, czy może nawet dręczy, nie jest wymysłem współczesnym. Wszystkie te dokumenty są przykładem, że ten świat niewiele się zmienił, a my tak naprawdę wciąż żyjemy w realiach Franza Josepha.

Michał Michalski jako wiceprezydent (stoi pośrodku) wśród członków Zarządu Miasta. Po lewej siedzi ówczesny prezydent Miasta Godzimir Małachowski, poprzednik M. MichalskiegoJMP: Bardzo ciekawa jest kariera samorządowa, a potem polityczna Michała Michalskiego.
HS: Przez długie lata, jak już wspomniałam – od 1880 r., był on radnym miejskim. Praca w radzie i rozwój Lwowa stały się jego prawdziwą pasją. Był bardzo aktywny w komisji techniczno-budowlanej, która zajmowała się sprawami przemysłu i rzemiosła. Bardzo aktywnie też zajmował się zabieganiem o pomoc dla fundacji zajmującej się młodzieżą rękodzielniczą. A potem był też, od 8 lipca 1889 r., posłem Lwowa do Sejmu Krajowego w Wiedniu. Zasłynął jako żarliwy rzecznik interesów przemysłu i rzemiosła nie tylko we Lwowie, ale i w całej Galicji. I nie tylko dbał o to, żeby do producentów lwowskich i galicyjskich trafiały zamówienia rządowe, ale też ubiegał się o zmiany w ordynacji wyborczej, by do Sejmu trafiało więcej przedstawicieli miast, a nawet walczył o wprowadzenie języka polskiego na kolei i w służbie żandarmerii. Zabiegał też o ustawowe zabezpieczenie robotników i majstrów od starości. Jeszcze jako wiceprezydent przewodniczył komitetowi budowy pomnika na Górze Straceń we Lwowie. Pomnik ten został odsłonięty przez niego, już jako prezydenta. Na jego też wniosek w 1904 r. Sejm Krajowy uchwalił dożywotnią pensję w wysokości 4000 koron dla mieszkającego we Lwowie Władysława Mickiewicza – syna narodowego wieszcza Adama. Te zabiegi trwały podobno dość długo i były dużym problemem, bo Władysław Mickiewicz nie był chyba najsympatyczniejszym człowiekiem i nie miał nieskazitelnej opinii. Podobno wyprzedawał rękopisy ojca.
KS: Natrafiłem na interesujący dokument związany z Kazimierzem Legeżyńskim – bratem zięcia prezydenta Michalskiego, który prowadził zakład introligatorski. Ten dokument to poświadczenie, że on wykonywał oprawę rękopisów Mickiewicza. Nie potrafię dokładnie powiedzieć, o które rękopisy chodzi, ale jest tam załączona lista.
HS: Nie wiem, ile w tym prawdy, ale Kazimierz Legeżyński był pierwszym introligatorem, który się zajął rękopisami Adama Mickiewicza. Później miano mu zarzucać, że nie było to dobrze zrobione.
KS: W rodzinnych zbiorach posiadamy bilet wizytowy Władysława Mickiewicza. Znajduje się w albumie, w którym oprawiono bilety wizytowe i listy gratulacyjne do Michała Michalskiego z okazji jego wyboru na prezydenta. Wśród osób, które przesłały je, można znaleźć wielu ciekawych ludzi. Pamiętajmy, że wybór Michała Michalskiego na prezydenta miał miejsce w 1905 roku, po jego 25 latach działalności w Radzie Miasta i 16 latach zajmowania najwyższych funkcji samorządowych. Był więc znaną i popularną postacią.

AC: W tym albumie znajdują się także bilety wizytowe arcybiskupa Bilczewskiego, profesora Rydygiera, Jana Kasprowicza, biskupa Bandurskiego, Ludwika Solskiego, namiestnika Pinińskiego, Platona Kosteckiego. I jeszcze Arnolda Vogelfaengera – być może ojca „Tońcia”...
Wśród rodzinnych pamiątek zapewne zachowały się także zdjęcia Michała Michalskiego?
KS: Tak. Ciekawe, że wśród jego zdjęć są także oficjalne fotografie w tradycyjnym stroju polskim.
HS: Zostały one zrobione w czasach, kiedy mieszczaństwo dostało zezwolenie na noszenie strojów szlacheckich, stąd oni wszyscy na zdjęciach są z karabelami. Michalski był podobno rudym blondynem i miał ufryzowanego na czole charakterystycznego loka. Na zdjęciu tego nie widać. Istnieje natomiast duży portret, pędzla Henryka Batowskiego, naturalnej wielkości, który był już ostatnim malowanym za czasów jego prezydentury. Na tym portrecie jest on bez czapki i widać, że ma na głowie tego „gustownego” loka. Kiedy Michalski zmarł, na portrecie nie było jeszcze rąk i później Batowski domalowywał mu ręce jego zięcia.

JMP: Czy po śmierci Michała Michalskiego ktoś z rodziny poświęcał się pracy na rzecz Lwowa w taki sposób jak on?
KS: Michał Michalski miał córkę Marię, która wyszła za mąż za lekarza Wiktora Legeżyńskiego. I tenże Wiktor też robił karierę w strukturach samorządowych miasta Lwowa. Może to za wielkie słowo, ale we władzach miejskich miał dość wysokie stanowisko, bo był przez długie lata, aż do emerytury, lekarzem czy fizykiem miejskim.
HS: Fizyk miejski to tak jak dzisiaj inspektor sanitarny. W domowej bibliotece są do dzisiaj oprawne tomy sprawozdań rocznych. Można się dowiedzieć z nich, kto, kiedy i na co był badany, kto miał pchły, wszy i na co chorował.
KS: W jednym miejscu tytułują go lekarzem miejskim, w innym fizykiem miejskim. Oczywiście najpierw musiał zostać lekarzem, a potem zdawał odrębny egzamin w Krakowie na fizyka miejskiego. Tę funkcję zaczął sprawować już za prezydentury Michalskiego. Rzeczywiście, posiadamy jego dokumenty, z listą jego publikacji, jako fizyka miejskiego, sprawozdania, artykuły, przygotowane na jakieś kongresy. Tak jak mama mówi, począwszy od wścieklizny, przez to, jak chronić się przed gruźlicą, ilu jest gruźlików we Lwowie, czy powinni zawierać małżeństwa, czy nie itp. Takimi tematami zajmował się wówczas na co dzień. Przytoczę tu notatkę, jaką sporządził mój tato* na jego temat: Wiktor Andrzej Legeżyński urodził się we Lwowie 30 listopada 1864 roku. Parafia św. Andrzeja, imiona rodziców: Antoni i Petronela z domu Huczyńska. Zawód ojca – rzemieślnik. Dokładnie mówiąc, znalazłem dokumenty świadczące o tym, że jego ojciec był szewcem albo raczej miał zakład szewski. Droga edukacyjna Wiktora to: najpierw szkoła podstawowa, czyli seminarium nauczycielskie we Lwowie w latach 1872–1875, potem szkoła średnia, czyli gimnazjum Franciszka Józefa we Lwowie w latach 1875–1883, a następnie szkoła wyższa, czyli Wszechnica w Wiedniu w latach 1884–1890, gdzie uzyskał tytuł doktora wszech nauk lekarskich. Trzy lata później, czyli w 1893 roku, złożył w Krakowie egzamin rządowy, tzw. fizykacki, upoważniający do stałej posady w publicznej służbie zdrowia. Dalej to już jest historia jego pracy, w latach 1890–1895 był to krajowy szpital powszechny we Lwowie. Następnie, od 1895 do 1902 roku pracował jako lekarz miejski, a od 1902 roku to stanowisko nazywało się fizyk Królewskiego Stołecznego Miasta Lwowa. I tę funkcję sprawował do 1927 roku, do czasu przejścia na emeryturę. 32 lata na jednej posadzie! Cała epoka! Ponadto pracował jako lekarz kasy chorych stowarzyszenia murarzy, cieśli i kamieniarzy, a równolegle także jako asesor sądu rozjemczego dla Zakładu Ubezpieczeń Robotników od wypadków dla Galicji i Bukowiny. Był też wykładowcą w Żeńskiej Szkole Wydziałowej im. Królowej Jadwigi we Lwowie, w szkole wydziałowej sióstr benedyktynek, w miejskiej szkole przemysłowo-handlowej. Okazyjnie wygłaszał wykłady, prelekcje, prowadził szkolenia. Był członkiem Towarzystwa Gimnastycznego Sokół we Lwowie od 1891 roku, Lwowskiego Towarzystwa Strzeleckiego od 1894 roku i Towarzystwa Lekarzy Galicyjskich od 1897 roku. Brak jest informacji o przebiegu jego służby wojskowej, ale ponieważ podjął pracę zaraz po studiach, to można przypuszczać, że nie służył w wojsku. Opublikował ponad dwadzieścia prac. Z innych zainteresowań mógł się pochwalić dobrą znajomością gry na fortepianie. Brał także udział w pracy amatorskiego zespołu kameralnego muzyki poważnej. Nie mamy informacji, by posiadał jakiekolwiek odznaczenia. Mieszkał przy ul. św. Michała 8 we Lwowie. Zmarł 22 kwietnia 1929 roku. Został pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim w grobowcu Michalskiego. Warto też dodać, że jako fizyk miejski pracował później także jego najstarszy syn. Był więc już trzecią osobą w samorządzie. Michał jako prezydent, jego zięć – Wiktor i wnuk – Michał Legeżyński, który urodził się w 1894 roku. Dodam jeszcze, że Wiktor Legeżyński miał siedmioro rodzeństwa, a swoich dzieci dziesięcioro.

JMP: Kto po śmierci Michała Michalskiego przejął fabrykę powozów?
HS: Wszystkim rządziła babka Michalina, czyli żona Michalskiego. Ona wywodziła się z rodziny Krykiewiczów z Zamarstynowa, gdzie mieli duży zakład stolarski. Dwóch jej braci prowadziło ten zakład. W tradycji rodzinnej przekazuje się taką informację, że to oni wyprodukowali stolarkę dla Collegium Novum w Krakowie, ale nie biorę za tę informację odpowiedzialności. Babka była bardzo zaradna. Po śmierci męża dalej trudniła się pracą społeczną. To ochronka, to znowu jakieś schronisko dla młodzieży rękodzielniczej, czyli dzieci rzemieślników, którzy często nie ­mieli pieniędzy na jedzenie. Wspierała także siero­cińce. W Brzuchowicach mieli dość pojemny dom, gdzie obok był duży budynek przedwojennych kolonii letnich. Wiem, że to ona opiekowała się tą kolonią. Istnieją nawet dokumenty, w których babka zdaje finansowe sprawozdanie prezydentowi miasta, co oznacza, że na działalność musiała dostawać dotacje z urzędu miasta.
KS: Á propos Michaliny Michalskiej, w zapiskach mojego ojca znalazłem bardziej szczegółowe informacje, które warto przytoczyć: Michalina z Krykiewiczów Michalska – urodzona w 1851 roku, zmarła w 1937 roku, żona prezydenta. Wydawane we Lwowie pismo „Wiek Nowy” w listopadzie 1937 roku napisało o niej po jej pogrzebie: „Wraz ze zmarłą, która liczyła 86 lat, zszedł do grobu ostatni typ prawdziwej mieszczanki lwowskiej, kobiety, która długo brała czynny i żywy udział w życiu naszego miasta i wychowywała dzieci w duchu patriotycznym, doczekawszy się wnuków i prawnuków. Dom jej i jej męża przy ul. św. Michała 8 był punktem zbornym dla mieszczaństwa lwowskiego. Wczoraj o 14.30 odbył się pogrzeb, który przemienił się w manifestację mieszczan dawnego Lwowa. Oprócz dużego grona rodzinnego przybyły liczne rzesze obywatelstwa lwowskiego z prezydentem – doktorem Ostrowskim i wiceprezydentami Karolem Irzykiem i Wiktorem Chajesem na czele. Manifestacyjny pogrzeb był zasłużonym hołdem, złożonym pamięci lwowskiej patrycjuszki”. Wśród informacji zebranych przez ojca, dotyczących udziału Michaliny Michalskiej w życiu miasta Lwowa, można znaleźć:
1. Praca i przekazywanie środków na ufundowanie sztandaru zgromadzenia towarzyszy połączonych korporacji ślusarzy, rusznikarzy, nożowników, kotlarzy, itp., we Lwowie w 1887 roku.
2. Główny udział w wykonaniu sztandaru stowarzyszenia przemysłowego kowali, konowałów i stelmachów. Sztandar ten został poświęcony w 1901 roku przez arcybiskupa Bilczewskiego w kościele ojców Jezuitów. To jest informacja z gazety „Ilustracja Polska” z 1902 roku.
3. Prowadzenie, z polecenia biskupa Bilczewskiego, akcji gromadzenia datków na ufundowanie tronu dla cudownego obrazu Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Katedrze Łacińskiej.
4. Występowanie jako orędownik na rzecz komitetu budowy kościoła św. Elżbiety we Lwowie.
5. Udział w ścisłym komitecie Stowarzyszenia św. Józefa dla zorganizowania schroniska dla pracownic zatrudnionych
w konfekcji damskiej w latach 1903–1904.
6. Prowadzenie komitetu pań herbaciarni centowej dla ubogich – zachowały się rozliczenia.
7. Opieka nad kolonią wakacyjną dla biednych dzieci w Brzuchowicach, która nosiła imię M. Michalskiej.
8. Bezinteresowna praca w tzw. miejskiej kuchni rzemieślniczej, działającej na strzelnicy mieszczańskiej. Kuchnia działała w czasie inwazji rosyjskiej w 1915 roku.
W uznaniu zasług na polu humanitarnym w 1908 roku cesarz Franciszek Józef I nadał jej tzw. Order Elżbiety drugiej klasy wraz z dyplomem. W 1919 roku, po odzyskaniu niepodległości, przekazała ten order na skarb państwa polskiego.
HS: Pamiętam jej pogrzeb. Ulica św. Michała była w bardzo złym stanie, tak jak i dzisiaj. Były tam wyboje, kamienie, doły. Przed pogrzebem miasto przysłało piaskarki, które wysypały ulicę piaskiem. Babka Michalska została pochowana w rodzinnym grobowcu obok męża. Wiem, bo byłam na tym pogrzebie.
KS: Wcześniej wspominaliśmy o introligatorze Kazimierzu Legeżyńskim. Znalazłem zapiski mojego ojca na ten temat: Urodzony 14 września 1869 roku we Lwowie, uczeń szkoły ćwiczeń przy seminarium nauczycielskim, potem Wyższej Szkoły Realnej oraz Miejskiej Szkoły Przemysłowo-Handlowej we Lwowie. W 1887 roku złożył egzamin czeladniczy, a w 1895 roku uzyskał prawo do samoistnego wykonywania introligatorstwa. Tak się to nazywało, czyli taki dyplom mistrzowski. Założył i prowadził zakład introligatorski we własnej realności, czyli przy ulicy Zimorowicza 16. Stąd wychodziły wysokiej klasy oprawy książek, albumów i inne dokumenty w skórze, płótnie i innym materiale. Kazimierz Legeżyński był również zarządcą introligatorni zakładów im. Ossolińskich, mężem zaufania Izby Przemysłowo-Handlowej dla zakupu surowców introligatorskich dla Galicji, asesorem sądu rozjemczego, dyrektorem schroniska matek im. Rutkowskiego, a następnie długoletnim prezesem Wydziału Stowarzyszenia Bratniej Pomocy Rękodzielników i Przemysłowców „Wspólność”. Był członkiem i przełożonym korporacji introligatorów, a także członkiem i gospodarzem Mieszczańskiego Towarzystwa Strzeleckiego królewskiego miasta Lwowa.
HS: Trzeba zaznaczyć, że Kazimierz Legeżyński i prezydent Michał Michalski na uroczyste okazje chodzili w polskich strojach narodowych. Na co dzień zakładali surduty. Takie stroje narodowe były kosztowne: z karabelą i pasem słuckim, a na głowie czapka z karakułów z pióropuszem z piór czapli. I na ich portretach u Michalskiego widać ten pas słucki. Stwarza to pozory wielkiego bogactwa, ale tam nie było tego bogactwa, żyło się raczej oszczędnie. Ja do dziś pamiętam, jak babka opowiadała mi, że dziadek często jeździł do Odessy, Wiednia i stamtąd m.in. przywiózł sobie materiał na strój pod kontusz. Ten materiał był tylko na przód stroju, a tył był uszyty już z innego, nie tak drogiego materiału. Prawdziwe i cenne były na pewno pasy słuckie. Babka Michalska pod koniec swojego życia przekazała pas słucki swego męża do Muzeum Historycznego Miasta Lwowa. A warto pamiętać, że to właśnie Michał Michalski w 1898 r. przedstawiał w Sejmie projekt założenia Muzeum Historii Kultury we Lwowie. Gdy byłam po wojnie w tym muzeum, widziałam w pomieszczeniu z pamiątkami po prezydentach lwowskich ten pas słucki. Zapytałam, czyj on jest. Oczywiście chciałam usłyszeć, że Michalskiego. Pracownica jednak nie wiedziała. Wtedy we Lwowie żył jeszcze mój stryj Władysław, który szukał na strychu pudła z piórami z czapli, ale nie znalazł.

JMP: Później przychodzi czas wybuchu II wojny światowej w 1939 roku i ekspatriacji po jej zakończeniu. Jak to wyglądało w państwa rodzinie?
HS: Bardzo źle. Dlatego, że te rodziny były już bardzo rozsypane. Jeśli chodzi o rodzinę Michała Michalskiego, to jego córka i zięć już nie żyli. Żyły tylko wnuki Michalskiego. Z tych wnucząt najstarszy był Michał, potem Stanisław, Maria Skarbińska, Wiktor, Tadeusz, Czesław, Stefan i Helena.
KS: Można odpowiedzieć przez pryzmat drzewa genealogicznego. Drzewo ma skomplikowaną formę, bo rodzina była duża. Drzewo rodziny Legeżyńskich przygotowywał mój ojciec, uaktualniał dane, ja zaś odpowiednio przerobiłem, przystosowałem do ­użycia w komputerze, aby dało się drukować. Drzewo jest kompletne, doprowadzone do początku lat dziewięćdziesiątych. Zacznijmy od góry. Pojawia się tam córka prezydenta Michalskiego, Maria, żona Wiktora Legeżyńskiego. Rodzice Wiktora to Antoni Legeżyński i Petronela Huczyńska. Antoni urodził się w 1838 roku w Żurawnie. W 1862 r. uzyskał obywatelstwo miasta Lwowa jako przemysłowiec profesyi szewskiej. Co do przodków Antoniego, to niewiele wiemy, tylko imiona rodziców: Józef i Maria Kozłowska. Natomiast rodzeństwo Wiktora to były zmarłe małe dzieci, potem Kazimierz, o którym mówiliśmy. Wiktor miał dziesięcioro dzieci, i znowu dwoje zmarłych. Michał Legeżyński, wspominany też już wcześniej, był lekarzem miejskim Lwowa w latach 1931–39. Zmobilizowany w 1939 r, przedostał się poprzez Węgry, Jugosławię i Turcję do Palestyny, gdzie w 1941 wstąpił do Armii Polskiej. Jako lekarz, służbę odbywał kolejno w Palestynie, Egipcie, Iraku, Iranie, Włoszech i Anglii. Po wojnie osiadł w Zakopanem, gdzie zmarł w 1969 r. Drugim pod względem wieku był późniejszy profesor Stanisław Legeżyński. Ukończył studia przed wojną. Był mikrobiologiem. Chyba od 1937 roku mieszkał w Wilnie i był profesorem na Uniwersytecie im. Stefana Batorego. W Wilnie przetrwał wojnę w bardzo ciężkich warunkach. Zachowały się jego dokumenty. Wiemy, że „repatriował się” w 1946 roku. I to on przywiózł większość tych rodzinnych mebli, na których teraz siedzimy. Zmarł w Rabce w 1970 roku. Pochowany został w Zakopanem, razem z Michałem. Kolejna – to Maria, która wyszła za Władysława Skarbińskiego, czyli moja babcia. Mieszkała po wojnie przy ulicy Syrokomli w Krakowie, a ostatnie lata trochę w Warszawie, u córki Marii. Jej koleje losu były niewiele związane ze Lwowem. Urodziła się w 1897 roku, więc po I wojnie światowej była już dorosła. W 1919 roku pobrali się z Władysławem Skarbińskim. On był nauczycielem gimnazjalnym i przenieśli się razem do Poznania.

AC: Czyli tam, gdzie wtedy było mało inteligencji polskiej
KS: Tak. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości było tam bardzo mało polskiej inteligencji. Babcia mi opowiadała, że tacy ludzie jak dziadek byli wówczas w Polsce bardzo poszukiwani. Władysław Skarbiński trafił do znanego Liceum im. Marcinkowskiego, które istnieje do dziś. Początkowo dziadek był jedynym Polakiem wśród nauczycieli. Reszta nauczycieli to byli Niemcy, którzy też przecież tam żyli i wykładali. Potem przyjechał drugi Polak, Jan Aleksandrowicz, nauczyciel matematyki, i przez długie lata było ich tylko dwóch w tym najlepszym poznańskim gimnazjum. Dziadkowie mieszkali tam do lutego 1939 roku. Potem przenieśli się do Warszawy, bo dziadek dostał pracę w ówczesnym ministerstwie szkolnictwa. Potem była wojna i Powstanie Warszawskie, a po powstaniu przyjechali do Krakowa.

JMP: Czy Władysław brał udział w Powstaniu Warszawskim?
KS: Nie. Dziadek miał już wtedy ponad 50 lat. Poza tym od urodzenia był inwalidą. Ale ich dzieci uczestniczyły w powstaniu, szczególnie mój ojciec Stanisław i jego brat Adam. Takie były losy rodziny ze Lwowa, która szukała swojego miejsca w życiu. I taki był los wielu innych rodzin.

JMP: To jakim cudem pana tato urodził się we Lwowie?
KS: To było tak, że w Poznaniu mieszkało się wówczas jak na nie swojej ziemi. Dziadkowie pojechali jakby do innego kraju, gdzie mało mówiło się po polsku. Nie było wtedy telewizji, nie za bardzo dostępne było radio. Babka miała swoje korzenie i całą rodzinę we Lwowie – rodziców, braci. Dlatego, być może, przyjechała do Lwowa, żeby tam urodzić dziecko. U siebie.

JMP: Ale pan Adam i pani Maria, rodzeństwo pana ojca, są urodzeni w Poznaniu?
KS: Tak. Ja tego tak dokładnie nie wiem od babci, ale po prostu chyba były to dla nich ciężkie czasy. Biedny kraj, państwowa posada, może jakieś kłopoty.

AC: Brat pana ojca, Adam Skarbiński, zamieszkał po wojnie w Bielsku.
KS: Tak, po Powstaniu Warszawskim koniec wojny zastał Adama w Niemczech, podobnie jak mojego ojca. Pozostali tam jeszcze z rok czy dwa, potem wrócili i w niedługim czasie podjęli studia. Adam studiował konstrukcje lotnicze i znalazł pracę w Wytwórni Szybowców w Bielsku-Białej. Tam mieszkali z żoną, tam urodził im się syn. Potem przenieśli się do Krościenka, skąd pochodzi jego żona, i tam mieszkają do dzisiaj. Adam Skarbiński od wielu lat pasjonuje się historią szybownictwa na Podkarpaciu, jest autorem książek gromadzących wiedzę z tej dziedziny**.


JMP: Wróćmy do drzewa genealogicznego...
KS: Kolejnym dzieckiem Wiktora Legeżyńskiego jest Wiktor Legeżyński, który był inżynierem, wykształconym jeszcze przed wojną. Wojnę spędził we Lwowie, a potem wraz z całym zespołem Politechniki Lwowskiej przeniósł się do Gliwic, gdzie organizowali Politechnikę Śląską, a następnie został jej wykładowcą. Jest autorem podręczników z zakresu fizyki. Zginął w wypadku samochodowym w roku 1964. Tadeusz, o którym mama opowiadała, że ukończył korpus kadetów, był wojskowym, już w czasie wojny trafił do Anglii. Był jednym z dwustu osób, którym państwo polskie odebrało uprawnienia paszportowe tuż po wojnie. O tej sprawie niewiele wiem, ale faktem jest, że został w Anglii i tam zmarł. Parę razy był jednak w Polsce, ale w latach 70. Kolejnym z rodzeństwa był Czesław. Był ochotnikiem Kompanii Czerwonych Kosynierów broniących Gdyni we wrześniu 1939 r., zmarł we Lwowie w czasie wojny. Stefan po zmobilizowaniu przez Rosjan prawdopodobnie zginął pod Stalingradem. I ostatnia – Helena, która ukończyła szkołę w Snopkowie. W 1939 roku, w kwietniu, wzięła ślub z Kazimierzem Olszewskim***. Było to w Warszawie. Przyjęcie było w domu moich dziadków, bo akurat przenieśli się do Warszawy. Zachowały się zdjęcia z tej uroczystości. Kazimierz był lekarzem, ale związany był z wojskiem. W czasie wojny, już w 1939 roku, trafił przez Rumunię do Anglii. Helena trafiła na Węgry, gdzie ukończyła studia germanistyczne. Po wojnie dotarła do Anglii. On pracował przy wojsku jako lekarz. Helena uczyła języka niemieckiego w szkole.
KS: A teraz inna historia – o dzieciach Kazimierza Legeżyńskiego, bo to inne drzewo genealogiczne. Było ośmioro dzieci, z których dwoje zmarło jako noworodki. Po kolei: Zygmunt – najstarszy, urodzony w 1896 r., kapitan rezerwy Polskich Wojsk Lotniczych. Był m.in. zawiadowcą Stacji Lotniczej we Lwowie, zginął tragicznie w 1928 r. Jego dzieci to moja mama Helena i jej brat Marian. Marian Legeżyński ukończył w 1939 r. Korpus Kadetów nr 1 we Lwowie, w czasie okupacji niemieckiej przedarł się ze Lwowa poprzez Jugosławię do II Korpusu Armii Polskiej we Włoszech. Miesiące spędzone w oddziale partyzanckim w Jugo­sławii były dla niego wspomnieniem, do którego bardzo niechętnie powracał. Zmarł w Skawinie w 1998 r. Drugi po Zygmuncie był Tadeusz, który zmarł jako dziecko. A potem Józef Legeżyński.
HS: Ten, który po ojcu, Kazimierzu Legeżyńskim, przejął introliga­tornię.
KS: Tak. I z te­go utrzymywał rodzinę. W czasie I wojny światowej był zmobilizowany do wojsk austriackich, brał udział w walkach na froncie włoskim. Po wojnie ukończył Wydział Prawa Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie. Był dobrym gospodarzem, rozbudował zakład introligatorski. II wojna to przerwała. Wojnę wuj przeżył we Lwowie, moja mama przy nim. Przyje­chali transportami do Krakowa w 1944 roku, jeszcze przed Rosjanami. Tutaj wuj znów otworzył zakład introligatorski przy ul. św. Tomasza. Po wojnie on też mieszkał przy ul. Syrokomli, tam gdzie moja babcia Maria Skarbińska. Józef Legeżyński i jego żona byli bezdzietni. Kolejne dziecko Kazimierza – Janina w 1931 roku wyszła za mąż za Wacława Szostakowskiego, ziemianina, właściciela Leszczyna i zarządcę gospodarstw. Do wybuchu wojny mieszkali w jego majątku w Leszczynie koło Bóbrki, a po wojnie trafili do Rzeszowa, gdzie do dziś mieszka ich córka Alina. Tylko Władysław, jako jedyny z rodzeństwa, pozostał aż do śmierci
w 1988 r. we Lwowie. Po wojnie ożenił się z Janiną Kozłowską. W 1948 r. urodziła im się córka – Krystyna. Tak się złożyło, że matka i córka ostatnim transportem repatriacyjnym zabrały się na stronę polską i obie zamieszkały we Wrocławiu, a on spóźnił się na ten ostatni pociąg i pozostał we Lwowie. Adam i Kazimierz uczestniczyli w wojnie obronnej, przedostali się do Francji do wojska polskiego i tam trafili do niewoli niemieckiej w 1940 roku. Wojnę spędzili w Stalagu VII a, a po wojnie trafili do Londynu, a następnie do RPA. Obaj już nie żyją.

JMP: Widzę, że Pański ojciec nie tylko gromadził dokumentację rodzinną, ale i opracowywał ją. Pan doskonale się w tym materiale porusza. Czy to oznacza, że na Pana spadło podtrzymywanie tradycji rodzinnych?
KS: Faktem jest, że z tych dwóch drzew genealogicznych, potomków Wiktora i Kazimierza, większość stanowili kawalerowie. Inni albo zginęli, albo były to małżeństwa bezdzietne. I praktycznie z potomków zostałem ja, moja siostra Małgorzata Drużyńska-Olesińska, która w pewnym sensie kontynuuje tradycje rodzinne, zawodowo zajmując się edukacją młodzieży oraz wspieraniem rozwoju naszych samorządów gminnych, oraz syn brata mojej matki – Antoni Legeżyński mieszkający w Krakowie, a także kuzyn Stefan Skarbiński – syn brata mojego ojca, który od dwudziestu lat mieszka we Francji. On się sprawami rodziny trochę interesuje, ale jest daleko. Największą pracę wykonał mój ojciec Stanisław Skarbiński, który pozbierał i uporządkował dokumenty, pamiątki rodzinne, które pozostały po przodkach i przyjechały z nimi ze Lwowa i z Wilna. Sprawy związane z naszą historią były jednym z hobby mojego ojca. Inne pola jego aktywności to działalność społeczna, wieloletnia prezesura Chóru Cecyliańskiego w Krakowie, działalność w Towarzystwie Miłośników Książki i Towarzystwie Miłośników Lwowa, członkowstwo w Zakonie Bibliofilskim i in.
HS: Gdyby żył, to zapewne nadal by się zajmował dziejami rodziny.

AC i JMP: Serdecznie dziękujemy Państwu za rozmowę.



* Stanisław Skarbiński, szerzej o nim na końcu tekstu.
** Adam Skarbiński pisał o tym także na łamach „Cracovia–Leopolis”.
*** Kazimierz Olszewski w pierwszym małżeństwie z Nosowiczówną (córką ministra komunikacji w II RP) miał syna Andrzeja, po latach profesora AP w Krakowie, członka Rady Redakcyjnej CL w latach 1990.