Strona główna O nas Kwartalniki Rozmowy Sylwetki Słownik Archiwalia Publikacje Wydawnictwa
Kontakt

ul. Piłsudskiego 27,
31-111 Kraków
cracovialeopolis@gmail.com

Facebook

KWARTALNIKI

2005 | 2004 | 2006 | 2003 | 2007 | 2001 | 2002 | 2000 | 1999 | 1998 | 1997 | 1996 | 1995 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017 | 2018 | 2019 | 2020 | 2021 | 2022

Justyna Nowak, STARSZY STRZELEC MARIAN HEMAR

Tęsknoty za światem utraconym, za minionym bezpowrotnie czasem i za nami samymi w tamtych miejscach i latach nie da się zmierzyć czy opisać przy użyciu szkiełka i oka, można – jedynie sercem. Tak jak czynił to Marian Hemar, gdy pisał o swej tęsknocie za Lwowem. Niewielu umiało to robić równie pięknie. Nikomu zapewne, komu bliski jest Lwów przedwojenny, nie trzeba Hemara przedstawiać, nie sposób byłoby zresztą zmieścić na paru stronach tego wszystkiego, co o nim i o jego twórczości należałoby powiedzieć.
Był przecież najpłodniejszym poetą polskim XX wieku i wszechstronnym pisarzem – obok satyr politycznych i obyczajowych, fraszek i liryków, pisywał dramaty, słuchowiska radiowe, znakomite literackie pastisze (niedoścignioną maestrię osiągnął w jednoaktówkach Wszystko co najpiękniejsze), uprawiał krytykę literacką, eseistykę i reportaż, felieton, dokonywał także wysoko ocenianych przekładów (Ody Horacego i Sonety Szekspira). Był też jednym z najznakomitszych autorów tekstów kabaretowych, niezapomnianych piosenek (3–4 tysięcy!) i twórcą nowoczesnej satyry politycznej. Po wybuchu wojny – zrazu żołnierz Karpackiej Brygady – stał się rychło jedną z centralnych postaci życia kulturalnego i politycznego emigracji: założycielem bardzo ważnego dla emigrantów „Teatru Hemara” i jednym z „niezłomnych Londyńczyków”, najbardziej nieprzejednanych antykomunistów. Dawał temu m.in. wyraz w nadawanym na antenie Radia Wolna Europa przez 16 lat, co tydzień, „Kabarecie Hemara”, gdzie walczył i z krwawym chamem, despotą azjatyckim i z krajową odmianą władzy knutów, szpiclów, czerwonki, zaskarbiając sobie ogromną popularność i wdzięczność spragnionych wolnego słowa słuchaczy, cenzorom zaś – siepaczom puent – przysparzając niemało pracy.
Jego imponujący dorobek nie zapewnił mu jednak miejsca w kanonie literatury, w oczach krytyków literackich bowiem na to nie zasłużył. Owszem, „kabareciarz” niezwykle zdolny, ale poeta mierny, z drugiego szeregu – zbyt tradycyjny, epigon romantyzmu, rozmieniający swój talent na drobne w wierszach zbyt doraźnych, nazbyt zaciekłych... Na szczęście innego zdania byli czytelnicy i słuchacze jego poezji.
Być może gdyby nie wojny, losy Hemara potoczyłyby się innym torem, być może nie byłby pisarzem, lecz medykiem. Jednakże wziąwszy udział w wojnie polsko-ukraińskiej przerwał studia medyczne i lata 1919–1920 spędził jako ochotnik w wojsku. Do studiów wprawdzie powrócił, ale ich już nie ukończył.


Magnetyczna siła polskiej literatury sprawiła, że podjął próby pisarskie. Miłość do literatury i zarazem do polskości, zrodzona w sercu Heschelesa-Hemara jeszcze we wczesnej młodości, kazała mu szukać drogi, jak stać się polskim poetą. Niemal od dzieciństwa żyłem w niezachwianej wierze, że być polskim pisarzem wierszy, lub powieści, to najwyższa ranga ludzka, najwyższa nobilitas, że to znaczy być już pół-duchem, półbogiem na ziemi. To rozdarcie Żyda – Polaka ochotniczego, jak o sobie pisał w wierszu Trzy powody, towarzyszyło mu przez całe życie: na zawsze dochował wierności pamięci swych korzeni, jednakże patriotą był polskim (w wieku dojrzałym przyjął też chrzest). Nie zawsze była to miłość łatwa, nie godził się bowiem z Polską inną jak tylko najlepszą, najszlachetniejszą, najuczciwszą w świecie. Moja nieszczęśliwa miłość nie może pogodzić się z małością i małostkowością Polaków, z blagą, z pogańską dewocją, z gładkim i pustym frazesem, z tromtadracką nieodpowiedzialnością. Mój patriotyzm nie jest małpią miłością, jest miłością gorzką – gorącą i nieszczęśliwą. Uczyli mnie tej miłości Słowacki, Żeromski i Piłsudski.
Zrazu nie było mu sądzone zostać „prawdziwym” poetą – pierwsza jego próba liryczna – Ballada o białym byku – wydana w 1923 roku, była niestety fatalną pomyłką. Z powodzeniem natomiast zaczynał swą karierę literacką jako satyryk, współpracując z satyrycznym tygodnikiem „Szczutek” i pisząc na potrzeby scenek kabaretowych.
Pierwszy duży sukces przyniosła mu rewia Łątki lwowskie wystawiona w Teatrze Miejskim i ona właśnie otwarła mu drogę do warszawskiego „Qui pro Quo” – drogę do sławy. Wkrótce stał się wśród autorów kabaretowych gwiazdą pierwszej wielkości, równą skamandrytom (z którymi czasem razem pisywał, np. Szopki polityczne), autorem szlagierów najbardziej znanych (m.in. Kiedy znów zakwitną białe bzy, Nie będziesz ty, to będzie inna, Czy ty wiesz, moja mała..., Czy pani Marta..., I chciałabym i boję się, Santa Madonna, poratuj, Mały gigolo; często używał pseudonimu Harryman), świetnych programów rewiowych, z których jeden – Orzeł czy Rzeszka z maja 1939 roku (tam właśnie Sempoliński śpiewał słynny Ten wąsik, ach, ten wąsik) wywołał oficjalny protest ambasadora III Rzeszy. Kolejna premiera – programu Pakty i fakty – odbyła się 2 września, lecz to, co wczoraj jeszcze wydawało się śmieszne, wówczas wiało już grozą. A potem była już pośpieszna ucieczka autem, wraz z Wierzyńskimi i Norblinami, do Rumunii, ochotnicza służba w Brygadzie Karpackiej, później zaś, od 1942 roku, już Anglia. Do końca życia.

Marian Hemar czyta swój wiersz, Londyn
Początek wojennej tułaczki Hemara, oznacza też drugi zwrot w losach Hemara – pisarza. To właśnie podczas wojny ustaliły się w sposób ostateczny główne tematy i kierunki, w jakich podążać będzie konsekwentnie w swej twórczości. Odtąd bowiem, nie przestając tworzyć świetnych tekstów kabaretowych, stanie się również jednym z najznakomitszych twórców poezji patriotycznej: zagrzewających do walki i podnoszących na duchu wierszy-apeli i liryki nostalgicznej i, później – po Jałcie – także aktualnej satyry politycznej. Oderwany od Polski, przybliżał się do niej duchowo coraz bardziej. Wówczas też wiersze jego – tak jak ongiś marzył – nabrały charakteru poezji najczystszej, najwyższej próby, choć z wyboru nie były „nowatorskie” (co mu wielokrotnie zarzucano): niestety, mając do wyboru pokorę wobec poetyckich ideałów lub wykonywanie obowiązków wojennych w tej wojnie, która dla Polski się jeszcze nie skończyła – autor wybrał to drugie. Wiersze te (okres doświadczeń rumuńskich i bliskowschodnich zamknął w pierwszym wojennym tomiku pt. Dwie Ziemie Święte) były i wyrazem świadomości zbiorowej,
i wyznaniem zbiorowej wiary, ideowym składem zasad.
Najważniejszym utworem z tego okresu jest Modlitwa, pełna aluzji literackich i historycznych, rozpoczynająca się od znamiennych słów: Nie sprowadzaj nas cudem na Ojczyzny łono... Jej główną oś myślową i konstrukcyjną stanowi przywołany na początku, a powracający jak refren „cud” – liczenie na cud (że zawsze nad Wisłą cud czekać będzie), na łaski bezbrzeżne (...) jakby nam należne, to wreszcie, że za bardzośmy Ojczyznę kochali świętami – to powszechne i powszednie winy Polaków, którzy żyć dniem codziennym z jego szarzyzną i znojną pracą, ani go doceniać jeszcze się nie nauczyli:

I co dzień szliśmy wpobok Niej – tak jak
przechodzień
Mija drzewo, a Boga w drzewie nie
pamięta.
A Ojczyzna codziennie przecież była
święta,
A Ona właśnie była tym cudem na co
dzień.
Utwór ten, utrzymany w formie modlitwy zbiorowej o „nową postawę”, o umiejętność głębszego spojrzenia na nasze wobec Polski obowiązki, doceniania i umiłowania w niej tego, co stanowi „chleb nasz powszedni”, i o to wreszcie, By wnuk, zrodzon w wolności, wiedział, co to znaczy/ Być wolnym, być u siebie – być Polakiem w Polsce.
 
W studio londyńskim Marian Hemar i Włada Majewska ćwiczą nową piosenkę „Chlib kulikowski”
Wojenne wiersze Hemara przypominały o wartościach dla Polaków najcenniejszych, których strażnikiem pozostał do końca życia, mówiły o polskich cnotach, o honorze i o wierze (zwłaszcza w wierszach z okresu pobytu w Ziemi Świętej), która jest jednym z fundamentalnych składników naszej tożsamości narodowej i posłannictwa. Najwyraźniej ukazywała to Warta, opisująca wartę żołnierzy polskich przy grobie Jezusa:

I będzie stać ta warta
Nierozerwalnym przymierzem
Jak krzyżem krzyż, jak Polska
Polską, jak żołnierz żołnierzem.
I będzie stać po wieczność –
Krzyż osłaniając i Ziemię.

Równocześnie, daleki od megalomanii, nadal piętnował nasze narodowe wady i błędy (19 marca 1940), jednak samą Polskę widział i opisywał jako idealną – Ziemię Świętą:

Tutaj – ten kamień może
Jego stopy pamięta!
Ach, święta tutaj ziemia!
Tamta jest także święta.
Tu Betlejem błyszczące,
Tam jakaś zgubiona wioska –
A po niej też rankami
chodziła Matka Boska.
(Dwie Ziemie Święte)


W wierszach późniejszych, pojałtańskich, nabrzmiałych tematyką polityczną, wskazywać będzie Hemar także inną rolę, jaka przypadła Polsce: mówiąc o zdegradowaniu Polaków z pozycji „Winkelrieda narodów” do roli popychadła narodów i niewygodnego sojusznika dziewiątej kategorii (M. Hemar, Kamień filozoficzny), i o alianckiej zdradzie, podkreślał nasz podstawowy obowiązek – trwania w roli budziciela sumień (Liberum veto).
W Brygadzie służył jako starszy strzelec w Wydziale Oświatowym SBSK – przygotowywał programy radiowe i rewie dla walczących w Tobruku, prowadził także „Czołówkę Teatralną”. Piosenki Hemara, takie jak np. Pamiętaj o tym wnuku..., czy Magduś, moja Magduś znali wszyscy żołnierze, a jedna z nich, Karpacka Brygada z maja 1941, stała się hymnem obrońców Tobruku.
Swoje żołnierskie doświadczenia zawarł m.in. w zabawnej, autoironicznej Defiladzie, ukazującej typową dla Karpackiej Brygady postać żołnierza ochotnika, który daleko za sobą pozostawił wiek poborowy...:

Serce pod gardłem – i piekło
Strachu, że zgubię nogę. (...)
Myślałem – bo myśl się czasem
Wypsnie jak z palców pestka –
Ach, szkoda, że w tym miesiącu
Stuknęła mi już czterdziestka... (...)
Mój krok jakże byłby sprężysty
A trud i mniejszy i słodszy,
Karabin – o ileż lżejszy –
Gdybym jednak był młodszy...
Gdybym miał lat dwadzieścia,
Jak większość moich kolegów,
I głowę mniej siwą i linią
Brzucha nie psuł szeregów –
Marsz ten – o mój dowódco –
Nie wyczyn, ale przechadzka...

Inne oblicza żołnierskiego życia ukazywały kolejne „żołnierskie” utwory – Strzelec i generał, Barbara (o patronce artyleryjskiej wiary) i wreszcie wiersz ostatni – „Virtuti militari” (Na śmierć podchor. Zbigniewa Pieniążka) poświęcony pamięci chłopca nieledwie, podchorążego Zbigniewa Pieniążka, pierwszego żołnierza Brygady, który zginął podczas wypadu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że są w nim nawiązania do lwowskiej ballady o innym bohaterskim chłopcu, lwowskim „orlątku”, Jurku Bitschanie:

Nie zmarło mi się, – rzekł żołnierz
Stojący przed nieba bramą
Poległem na polu bitwy,
To przecież nie jest to samo.
Nie zawołałem „mamo”! –
Nie czułem strachu ni męki –
Nic nie bolało – tylko
Karabin wypadł mi z ręki.

Opuściwszy Brygadę zamieszkał Hemar w Londynie, żołnierzem polskim pozostał jednak do końca życia, nigdy nie złożył broni. W powojennej twórczości wszystkim swym miłościom – do Polski, do Lwowa i do polskiej literatury – pozostał wierny:

Moją ojczyzną jest polska mowa,
Słowo wierszem wiązane.
Gdy umrę, wszystko mi jedno gdzie,
Gdy umrę, w niej pochowajcie mnie
I w niej pozostanę.
(Moja ojczyzna)

Romantyk w czasach z romantyzmu do cna odartych.




JUSTYNA NOWAK, z domu Chłap, ur. w Krakowie. Polonistka, absolwentka UJ. Zajmuje się poezją emigracyjną, pisze rozprawę doktorską na temat poezji II Korpusu. Publikuje w „W drodze”, „Arce”, „Arcanach”.